Górniczy kazus, jaki przeżywamy, w gruncie rzeczy obrazuje dużo głębszy społeczno-polityczny problem naszej Ojczyzny, a właściwie kolejnych jej rządów po odzyskaniu niepodległości w roku 89'. To nieumiejętność gospodarowania własnym potencjałem gospodarczym, przemysłowym.
Scenariusz górniczy już raz przeżywaliśmy wlatach 90' ubiegłego wieku. Dla wielu z nich skończyło się to tragicznie. Bieda, zniszczone rodziny, samobójstwa, zerwane więzi społeczne, narastające patologie i związanz z nimi mniejsza lub większa przestępczość, kradzież węgla, biedaszyby, poczucie opuszczenia przez państwo, które przecież tyle obiecywało…
I tu naprawdę nie chodzi o to, ile zarabiają górnicy. Każdy, kto pracował na dole wie, że te pieniądze niczym są w porównaniu z codziennym ryzykiem i stresem tysięcy, przekraczających próg, nad którym napisane jest tradycyjne, głębokie, jakże ważne "Szczęść Boże". To temat zastępczy, którym próbuje się zasłonić nieudolność i brak wizji wyjścia z niej. Tym bardziej jest to żenujące, gdyż znamy przykłady kopalń, które prosperują i zarabiają na siebie.
Cztery ogromne zakłady pracy, należące do Skrabu Państwa, a więc do naszego narodowego dziedzictwa wręcz (biorąc pod uwagę, jak już niewiele tego wspólnego dobra nam zostało), są kolejną – po stoczniach – wielką porażką naszych rządzących. Ich tłumaczenie, że nierentowne, że przynoszą straty i doniesienia medialne mówiące, iż rząd od pół roku planuje ich likwidację świądczą o dwóch rzeczach. Pierwsza to brak umiejętności i sił umysłowych, by dokonać koniecznych (być może bolesnych) reform. Druga, to brak jakiejkolwiek woli do zajmowania się tym interesem dalej, co od razu nasuwa wniosek, że kryje się za tym coś głębszego: sprzedanie naszego mienia w prywatne ręce zza zachdoniej lub południowej granicy albo w ręce któregoś z narodowych prominentów, mającego pokrętne powiązania z partią rządzącą (o czym również mówi się wmediach, lecz nie tych z głównego nurtu).
Przepraszam, ale znając nasze polskie podwórko i biorąc pod uwagę opcję drugą, przychodzi mi na myśl kolejny wniosek, że ktoś nieźle dostał w łapę za takie rozwiązania i decyzje.
Oczywiście pojawi się tłumaczenie, że kapitalizm, że wolny rynek, że kto nie daje rady, ten musi odpaść. Uważam jednak, że owo prawo dżungli, czy – jak w przypadku rzeczonych czterech kopalń – dzika wolnorynkowa partyzantka rządzących, nigdy w pełni nie powinny dochodzić do głosu, szczególnie w takich sprawach, w których mamy do czynienia nie tylko z własnością Skarbu Państwa, czyli naszą, ale z naszmi złożami naturalnymi, które winny dawać nam wszystkim poczucie bezpieczeństwa, a nie niepewności i strachu.
Już w 1931 roku Pius XI pisał w swojej encyklice Quadragesimo anno (uwaga cytat jest dość obszerny, lecz ważny):
"że w naszych czasach nie tylko gromadzą się bogactwa, ale że skupia się także niezmierna potęga i despotyczna władza ekonomiczna w ręku nielicznych jednostek, które zazwyczaj nie są nawet właścicielami, lecz tylko stróżami i zarządcami powierzonego im kapitału, którym zupełnie dowolnie rozporządzają.
Władza ta szczególnie jaskrawo występuje u tych, którzy jako powiernicy i władcy kapitału uzależniają od siebie kredyt i przydzielają go według własnej woli. Tym samem szafują poniekąd krwią, którą organizm gospodarczy żyje i trzymają w swym ręku nie jako życie całego gospodarstwa, tak że przeciw ich woli nikt oddychać nie może.
To skupianie potęgi i środków ekonomicznych, znamionujące współczesną gospodarkę, jest naturalnymi wynikiem niczym nieograniczonej swobody w współzawodniczeniu, która pozwala ostać się tylko tym, którzy są najsilniejsi, albo którzy, co często jest równoznaczne, najbezwzględniej walczą i najmniej sumieniem się kierują.
Nadmierne zaś gromadzenie zasobów i potęgi wywołuje trzy rodzaje walk: walczy się najpierw o supremację ekonomiczną: potem ubiega się usilnie o władzę polityczną, by móc nadużywać jej wpływów i znaczenia do walki ekonomicznej: w końcu powstają zatargi międzynarodowe, już to że poszczególne państwa używają swych wpływów i polityki na popieranie ekonomicznych interesów swoich obywateli, już też że potęga i siły gospodarcze służą im na to, by polityczne spory między narodami rozstrzygać.
Oto ostateczne skutki ducha indywidualistycznego w życiu gospodarczym, następstwa, które wy sami, Czcigodni Bracia i ukochani Synowie, doskonale znacie i opłakujecie: wolne współzawodnictwo dobiło samo siebie; po wolnym handlu przyszła dyktatura ekonomiczna; chęć zysku przerodziła się w nieposkromioną żądzę panowania; całe życie gospodarcze stało się niewymownie twarde, bezlitosne, okrutne. Po tego dochodzą niezwykle ciężkie szkody, wynikające z pomieszania i nieszczęsnego kojarzenia władzy politycznej z sprawami gospodarczymi; jako jedna, z największych szkód wymieniamy poniżenie powagi państwa; państwo bowiem, wolne od wszelkich wpływów partyjnych służące jedynie dobru ogólnemu i sprawiedliwości, winno jako najwyższy władca i naczelny sędzia wysoko nieść sztandar, a spada do roli niewolnika, zaprzedanego ludzkim namiętnościom i samolubnym interesom. W dziedzinie zaś stosunków międzynarodowych wypływają z tego samego źródła dwa sprzeczne kierunki; z jednej strony "nacjonalizm" albo nawet "imperializm" gospodarczy, z drugiej zaś nie mniej groźny i potępienia godny "internacjonalizm" albo "międzynarodowy imperializm" kapitału, dla którego ojczyzna jest tam, gdzie mu dobrze" (105-109).
I dalej jako jeden ze środków zaradczych podaje:
"Wolne współzawodnictwo, w określonych i słusznych utrzymane granicach, a więcej jeszcze supremacja gospodarcza stanowczo podlegać muszą władzy państwowej w wszystkim, co do niej należy" (110).
Polskiego węgla jest dość na długie lata bezpiecznego wydobycia, dającego pracę i poczucie stabilizacji dziesiątkom tysięcy i ich rodzinom. Wiedzą o tym Czesi, wiedzą Niemcy, tylko nie nasi rządzący.
Bardzo boję się tego, że na obietnicach się skończy, że mój Śląsk znów zostanie pozostawiony sam sobie, że żaden z tych, co dziś docydują nie weźmie na siebie odpowiedzialności za to, co będzie działo się dalej… Bie nie tylko górnicy stracą pracę. Za nimi idą tysiące tych, co pracują i utryzmują siebie i swoje rodziny dzięki temu, że kopalnie fedrują.
I dziwią się – jak napisał na swoim facebookowym profilu Wojciech Teister – że dochodzą do głosu postulaty o autonomii, sprzeciwiające się władzy posłów lubuiących ciepło warszawskich stołków. Tych, ktorzy szybko, sprawnie, po nocach – niczym przestępcy – dokonują zbrodni na na Polskim węglu, na Ślązakach, tak jakby byli wyłacznymi właścicielami tego wszystkiego.
Likwidują bo przynosi straty. Idąc zatem ich tokiem myślenia, należałoby wyjść na ulice i zlikwidować ten rząd, który w zasadzienie może poszczycić się niczym innym, prócz wciąż rosnącym zadłużeniem Państwa.