„Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu” (w. 11).
„Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu” (Mk 1,13).
„Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu” (Łk 4,13).
Doświadczenie pustyni, które przeżywał Jezus pokazuje nam, że nie bał się On wejść w sytuację człowieka po grzechu pierworodnym. Nie popełnił grzechu lecz doświadczał na sobie i w sobie skutków grzechu, z którymi my zmagamy się przez całe życie. Dlatego kuszenie Jezusa na pustyni jest wydarzeniem, które dotyczy każdego z nas, dotyczy całej ludzkości, jest powszechne i ponadczasowe. Ukazuje jaki jest cel wychodzenia i przeżywania pustyni w sposób, który jest naśladowaniem Pana. Celem są (1) dotarcie do źródeł grzechu, (2) spotkanie Boga, (3) odnalezienie lub ponowne określenie własnej tożsamości oraz (4) stopniowe wchodzenie w doświadczenie raju.
1. Tak jak Jezus na pustyni dotknął samego początku grzechu człowieka, tak i ja, za każdym razem, gdy kryzys/Duch wypędza mnie na pustynię winienem podjąć próbę odnalezienia przyczyn, źródła tego, co oddala mnie od Boga. Post zatem ma służyć nie tylko temu, by umartwić ciało i ofiarować go w jakiejś intencji, ma również za zadanie wyostrzyć moje zmysły. To osłabienie ciała pozwoli również odczuć prawdziwą moc i siłę przekonywania diabelskich pokus. Dotarcie do źródeł grzechu i związanych z nim pokus pozwoli odnaleźć i wzmocnić słaby punkt w moim duchowym życiu, podjąć walkę o czystość. Szalenie istotne okazują się na tym etapie kierownictwo duchowe, korzystanie z sakramentów oraz karmienie się Słowem Bożym.
2. Mając pewność w słowach św. Pawła: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20) wiem, że nie jestem w tej nierównej walce sam. Mimo iż po drodze (niczym Eliasz) doświadczam ognia, trzęsień ziemi i druzgocących skały wichrów, zwycięstwo zapewnia mi nieskończone Boże miłosierdzie, którego ogrom ukazuje mi Chrystus poprzez swoje zmartwychwstanie. Skoro zatem Bóg poradził sobie ze śmiercią, jakże ma sobie nie poradzić z moim grzechem i słabościami? On jest od tego nieskończenie większy i nie to, co złe, jest dla Niego najważniejsze. To w słabości spotykam Chrystusa, tego samego, który zmartwychwstał, a wcześniej zwyciężył szatana na pustyni. Tego, który nadal chce zwyciężać diabła, razem ze mną, w moim życiu, i który chce mnie doprowadzić do momentu, kiedy kamień mojego grobu zostanie odsunięty, bym mógł wyjść do światła, bym mógł w pełni wejść w Miłość.
3. Odnajdując Boga w mojej słabości, w moim grzechu i lęku staję niczym Eliasz na Bożej górze Horeb (por. 1 Krl 19,1-14), gdzie spotykam Pana w lekkim, delikatnym i cichym powiewie wiatru. Bóg wie, że to delikatna spawa, Bóg wie, że walczyłem, że się boję, że jestem zagubiony, że nie wiem co dalej robić, że najchętniej zapadłbym się pod ziemię. Ten lekki powiew wiatru nie potępia, nie osądza. Pan zadaje tylko jedno pytanie: „Co ty tu robisz, Eliaszu?”. Zna mnie, pyta po imieniu. Mimo iż wie wszystko, chce bym to ja Mu powiedział o wszystkim, co leży mi na sercu. I tyle. Nie poucza, nie gani… tylko mówi „Idź!”, lub jak do wystraszonego Piotra po zmartwychwstaniu nad jeziorem „Pójdź za Mną!” (J 21,19). Ukazuje mi na nowo kim jestem. W Chrystusie spotkanym we własnej słabości ponownie doświadczam sens mojego powołania, odkrywam kim jestem i do kogo posyła mnie Pan.
4. Każde zmaganie na pustyni zakończone odnalezieniem Pana i poznaniem na nowo własnej tożsamości przybliża mnie do momentu, w którym odkrywam, doświadczam i poznaję, że choć królestwo Chrystusa „nie jest stąd” (J 18,36), to jednak jest już „pośród nas” (Łk 17,20n). Mało tego. Nie tylko pośród nas, ale także to, że przez chrzest jestem integralnym członkiem tego królestwa, które buduję i rozszerzam realizując własne powołanie. Nie tylko członkiem. To królestwo, ma rozwijać się także w moim sercu, wszak jestem jego dziedzicem.
Jest w naszym życiu wiele pustyń do przejścia, na których zmagamy się z pokusami, z diabłem. Pustynia, na której Chrystus zwyciężył pokusy, nie była Jego ostatnią. Ewangelista zauważa, że "diabeł… odstąpił od Niego aż do czasu". Kolejną walkę z nim stoczył Zbawiciel na wisząc na krzyżu (Mt 27,39-44; Mk 15,29-32; Łk 23,35-39). I my przeżywamy wciąż na nowo to "aż do czasu". Jednak przyjdzie moment, kiedy tego czasu już nie będzie. Pozostanie tylko Miłość.